piątek, 24 października 2014

Raj utracony...

Ostatnich kilka dni upłynęło nam na słodkim nicnierobieniu. Popływaliśmy trochę z maską i rurką, a nawet udało nam się kilka razy zanurkować w Morzu Południowochińskim. Niestety na zmianę, bo ktoś musiał pełnić wartę przy dziewczynkach. Kiedy uroczy francuski szef bazy nurkowej zasugerował nam wzięcie niani do dzieci i wspólne nury, Laura ryknęła tak spektakularnie (jakby nagle zstąpiła na nią znajomość angielskiego i pojęła zagrożenie), że czym prędzej wycofał się z tego szalonego pomysłu.






Poza tym moczyliśmy się we czwórkę na zmianę w morzu i basenie, leżeliśmy na piasku i zbieraliśmy kilogramy muszelek. I nawet za bardzo nie chciało nam się zwiedzać wyspy, szczególnie, że jej zwiedzanie proste nie jest.  Niby nie jest duża, ma tylko 39 kilometrów długości i 12 szerokości, ale praktycznie nie ma na niej dróg (a przynajmniej nie ma ich w tej części, w której mieszkaliśmy). Bezpośrednio za naszymi bungalowami rozpościerała się prawdziwa dżungla, tak gęsta, że nie było szans do niej wejść. Trzeba by było wyrąbywać sobie drogę maczetą, a na to jakoś nie mieliśmy ochoty :). Poza tym tuż za bungalowami przechadzały się dostojnie dwumetrowe warany, co również studziło nasze podróżnicze zapędy. A na dodatek wyspa jest górzysta, a przez to słabiej osiągalna dla turystów w klapkach-japonkach :).

I tak się codziennie rozgrzeszaliśmy z naszego lenistwa, że te góry, że ta dżungla, że te warany itd. A oprócz tego im dalej od plaży tym więcej latało komarów przenoszących dengę... I pewnie by tak do końca było i nasze postrzeganie wyspy ograniczyłoby się do tej rajskiej plaży, gdyby nie to, że pewnego dnia spadł ulewny deszcz, a potem słońce całkiem się schowało. Skoro nie było warunków do moczenia się, postanowiliśmy się wreszcie ruszyć. Wystarczyło odejść kilkaset metrów od miejsc przeznaczonych dla turystów i raj znikał :(...

Marcin pisał już wcześniej, że nie lubimy fotografować biedy. Napatrzyliśmy się też już w wielu miejscach na azjatycki brud, ale to, co zobaczyliśmy tutaj zabolało nas szczególnie. Tioman jest zjawiskowo piękny, został uznany przez magazyn Time za jedną z najpiękniejszych wysp świata, jest rezerwatem przyrody, a co robią mu jego mieszkańcy? Otóż abstrahując od zupełnie niewyobrażalnego syfu w okolicach ich domków (syfu, którego nie można usprawiedliwić biedą) zobaczyliśmy jak mieszkańcy wyspy pakują na łodzie olbrzymie ilości plastikowych worów ze śmieciami i wyrzucają je prosto do morza, tuż obok tych zjawiskowych raf koralowych. Jak palą smrodliwe śmieci tuż przy dżungli zamieszkałej przez wiele rodzajów zwierząt chronionych. Jak robią nielegalne wysypiska śmieci kilkaset metrów od tych zjawiskowych plaż. Czar prysł :(. Ale chcemy zapamiętać taki Tioman:






Brak komentarzy :

Prześlij komentarz