Pięć dni minęło szybko, a na ostatnią noc postanowiliśmy przenieść się bliżej lotniska. Jesteśmy w Kucie, najbardziej turystycznej części wyspy i przeżywamy koszmar. Całe szczęście, że to tylko jedna noc. Hotel jest obskurny, mimo zaskakująco wysokiej oceny na booking.com (pierwszy raz zdarza nam się aż taka rozbieżność), a jego otoczenie, ruchliwa, pełna sklepów ulica, jest dla mnie piekłem na ziemi. Nie wyobrażam sobie jak można chcieć spędzić tu urlop. Gdybym znał Bali tylko od tej strony w życiu nie chciałbym tu powrócić. Może gdzieś dalej jest lepiej, ale nie chcę tego sprawdzać. Utwierdziliśmy się w poprzednim postanowieniu, żeby Kuty unikać. Oczywiście piekło jednego, dla drugiego jest rajem i Emilka w amoku biegała po sklepach mocno nadwyrężając naszą kartę. Chyba chciała nadrobić te stracone dziesięć kilo :).
Następny przystanek Bangkok.
Wspomniany basen.
Urzeka mnie ta dbałość o szczegół.
Wsi spokojna, wsi wesoła...
Kury korzystają z suszącego się ryżu.
Chodzenie po wodzie najbardziej się dziewczynkom podobało. Na szczęście obyło się bez kąpieli.
A to kolejny pałac na wodzie, w dodatku nad oceanem. W środku zdjęcie króla z ponad dwudziestorgiem potomstwa, w tym o dziwo tylko jedna dziewczynka...
Dziewczyny nie chcą zdejmować balijskich sukienek. Kolorowe i wygodne. Mamy już spory zapas.
Takie interakcje nieczęsto niestety wychodzą. Tu było wzorcowo. Dziewczynki szybko się polubiły i pięknie razem bawiły.
Nietoperzy są tam miliony, jaskinia ma 50 metrów długości, a tym pechowcom nie udało już się zmieścić. Co ciekawe, w jaskini żyją też ponad czterometrowe pytony, które od czasu do czasu zjadają kilka nietoperzy. I tak sobie żyją od wieków w swoistej symbiozie, dzięki wężom zapewnione jest miejsce dla nowych nietoperzy.
Trafiliśmy na ceremonię modlitewną. Największą atrakcją był żywy kurczak i żywa kaczka - dary dla kapłana - uwiązane za nogi przy stole. Kaczka gdakała niemiłosiernie próbując uciec, ale nikomu nie zdawało się to przeszkadzać w medytacyjnym skupieniu.
Na takiego olbrzyma nie trzeba mieć makro :)
Nie wiedziałem, że gekony są takimi mistrzami kamuflażu. Ten wcześniej chował się pod tkaniną z takim wzorem.
Czy nie za duża (zwłaszcza dla małych dziewczynek) dawka adrenaliny jak na jeden raz: chmara nietoperzy, żarłoczne pytony, pająki giganty, gdacząca kaczka, molestowana kura i zmieniające kreacje gekony?
OdpowiedzUsuńZaniepokojona Babusia
ale cudownie!!! pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuń